Tradycyjna Wielkanoc


2017-02-16
Wiosna! Za oknem słońce, ptaki, śmiało budząca się do życia zieleń. W kalendarzu tuż tuż, za rogiem, Wielkanoc, która odbiera mi frajdę z obserwowania „zielonej Pani’ roztaczającej swe wdzięki. Tradycyjnie, jak co święta, mam ich dość już z miesiąc wcześniej.

Doświadczona kobieta jestem i dawno przestałam się łudzić, że w końcu będzie inaczej. Tradycyjnie wychowana mam głęboko zakorzenioną w sobie tradycję, gruntownych świąteczno wiosennych tradycyjnych porządków, obejmujących każdy najmniejszy, najwyżej i najgłębiej położony centymetr, naszego tradycyjnego domu.  Do tego obowiązkowo należy przygotować wszelkie tradycyjne żurki, kiełbasy, mazurki, serniki, rosoły i sztuki mięsa w chrzanie. Dla urozmaicenia zaś coś wyszukanego, oczywiście w ilości wystarczającej na pułk wojska, nie ważne, że przy stole max 8 osób plus dwie Latorośle. Oprócz tego wszelkie, tradycją tchnące eleganckie pisanki, baranki, koszyczki itp.. Wszystko przygotowane z pompą, bez najmniejszej fuszerki czy półśrodków, bo przecież tradycyjnie. Najstarsza osoba w rodzinie, niby to od niechcenia, całą tę tradycyjną imprezę, oceni. Nie omieszka następnie na głos wyrazić swych jakże cennych, tradycyjnych uwag.

Tak, więc ostatnie dni, przed okresem Świąt Wielkanocnych, upływają mi w iście sielskiej atmosferze. Tradycyjnie sprzątam, piorę, szoruje, prasuję, piekę, gotuję, jednocześnie usiłując zaprzęgnąć Męża Szanownego do prac jakiś i nie „pozabijać" dzieci. Te, tradycyjnie, w tym spokojnym okresie, urządzają sobie zawody, - kto pierwszy sprawi, że matka nie wytrzyma i wybuchnie. Jak łatwo przewidzieć, zgodnie z tradycją, witam poranek wielkanocny, padając na twarz i mając serdecznie dość wszystkiego, ze świętami i Rodziną włącznie.
Idylla.

A teraz mam coś jeszcze o Tych Świętach napisać. Za pewne w tonie wzniosłym, podniosłym a nawet radosnym. Z takim bagażem świątecznych doświadczeń raczej się nie uda. Cóż, trzeba sobie jakoś poradzić i wykorzystać mądrość życiową innych, zapisaną gdzieś tam w sieci. Udaję się, więc na poszukiwanie natchnienia.
 
Wróciłam. Natchniona i oświecona!  Dotarło do mnie, że źle robiłam pozwalając wpojonej mi tradycji zagłuszać mój głos wewnętrzny. To on szeptał mi od lat, że w świętach jednak nie chodzi o wypucowane do połysku okna i podłogi. Nie chodzi, o straszną gonitwę i szarpaninę, żeby wszystko zrobić, żeby zdążyć.  Mój głos wewnętrzny szeptał mi, że Święta to czas, gdy powinniśmy przystanąć. Przestać biec. Nagle zrozumiałam, że gdy zagłębi się, odrobinę w przesłanie Świąt Wielkiej Nocy odkrywa się, że te porządki, malowane jajka, suto zastawiony stół w Niedzielę, nie są wartością samą w sobie.  Mają one być symbolem, dać nam okazję do refleksji. Nawet, jeżeli nasze zaangażowanie w religię nie jest tu szczególne, to, czemu nie wykorzystać tego momentu w roku na celebrowanie miłości, radości, bycia Rodziną.

Tak, więc postanawiam - starej tradycji mówię precz! W tym roku ustanowię nową. Zamiast odganiać dzieci goniąc za porządkiem, wspólnie ogarniemy domki drewniane wypędzając z kątów zimę, złe duchy i choroby. Umyjemy okna by wpuścić cudowne słońce, otworzyć się na nowe życie. Ustawimy kwiaty w wazonach, niech wiosna kwitnie nie tylko na naszym trawniku. Po prawdzie u nas w domu nigdy nie ma bałaganu, więc nie ma sensu zawracać sobie głowy jakąś niewysprzątaną szafką;). Później upieczemy zajączki wielkanocne, sernik, może jakąś babę. Urządzimy mini warsztaty artystyczne i stworzymy najpiękniejsze pisanki korzystając, z czego tylko się da (mazaki, naklejki, farby i co tam dzieci wymyślą). W Wielki Piątek będziemy pamiętać o poście i chwili zadumy, która pozwoli nam więcej zrozumieć, odczuć szczególną atmosferę następnych Dni. Przygotujemy piękną Tradycyjną święconkę z lukrowym Barankiem, pisankami, kurczaczkiem, chlebem, szynką, solą i czym tam jeszcze trzeba. Niech się w naszym domu szczęści. Zrobimy kartki świąteczne. Takie niezwykle zwykłe, by dać je wraz z życzeniami Rodzicom i Dziadkom przy Wielkanocnym Śniadaniu. Usiądziemy do niego odprężeni i radośni, w pełnej zgodzie. Może i nie pójdziemy na rezurekcję, ale Grób Pański odwiedzimy na pewno. Wykorzystamy te wolne od pracy, od codziennej krzątaniny dni na wspólne spacery, rozmowy i zabawy. Zamiast chować się po kątach, żeby nikt nic od nas nie chciał, zamiast patrzeć na siebie wilkiem, drepcząc nogami pod stołem odliczając minuty do wyjścia, będziemy cieszyć się sobą. Tym, że nie jesteśmy sami, że zdrowie nam dopisuje a los jednak nie jest tak zły jak nam się wydaje. Damy sobie, a przede wszystkim dzieciakom sporo luzu i dystansu do powagi tych Świąt. Zwrócimy ciut wzrok w kierunku tradycji pogańskiej, z której przecież wiele religia chrześcijańska w tej materii zaczerpnęła. Niech dzieci szaleją na spacerze, niech urządzają wodne bitwy, cieszą się wiosną i życiem. Niech się cieszą bez względu na wyjściową garderobę i najstarszą Osobę w Rodzinie, z pewną dezaprobatą zerkającą na te harce. W końcu Wielkanoc to mimo wszystko czas Radości i Nadziei.

Taki mam plan. Zamierzam wprowadzić go w życie i stworzyć Nową Radosną Tradycję, ku radości Męża i Dzieci (oni również za dotychczasową nie przepadali). Sobie samej też dam czas na niczym niezmącona radość ze słońca, ptaków, kwiatów, ciepła i mojej Cudownej Rodziny.



Nadesłał:

Dabali777

Wasze komentarze (0):


Twój podpis:
System komentarzy dostarcza serwis eGadki.pl